Ponad cztery godziny trwały prace przy usunięciu tablicy poświęconej żołnierzom Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego ze ściany ratusza w Górze Kalwarii.
Prace rozpoczęły się około godziny ósmej. Gdy okazało się, że tablica przytwierdzona została w sposób nietypowy i nie ma możliwości usunięcia jej w całości, pracownicy magistratu wstrzymali na pewien czas prace i skontaktowali się z konserwatorem zabytków oraz Instytutem Pamięci Narodowej, który przejmie od władz miasta obiekt. Ostatecznie po konsultacjach zapadła decyzja o zdjęciu tablicy we fragmentach. Prace odbywały się pod nadzorem pracownika IPN, który na bieżąco sporządzał dokumentację fotograficzną.
Obecny w trakcie zdejmowania obiektu pracownik IPN nie potrafił jednoznacznie powiedzieć jakie będą dalsze losy zniszczonej tablicy. Jeśli zapadnie decyzja o naprawie szkód powstałych w trakcie demontażu tablica może zostać wyeksponowana w tworzonym muzeum przy ul. Rakowieckiej w Warszawie lub zostanie umieszczona w magazynie.
Problemy z oddzieleniem tablicy od ściany nie były jedynymi, które spotkały pracujących mężczyzn. W ciągu czterech godzin przy ratuszu zatrzymywali się mieszkańcy, by zobaczyć co się dzieje i powiedzieć co myślą o sprawie. Prace przy demontażu szczególnie zdenerwowały jednego z przechodniów. W trakcie ostrej wymiany zdań krewki mieszkaniec próbował nawet uderzyć właściciela firmy kamieniarskiej. Choć do walki wręcz nie doszło, zdenerwowany mężczyzna nie dawał za wygraną i postanowił podzielić się swoimi przemyśleniami. W niewyszukany sposób zasugerował żeby zamiast wyrzucania tablicy z ratusza wyciąć wierzbę upamiętniającą żydowskich mieszkańców Góry Kalwarii lub usunąć pomnik J. Piłsudskiego, „który wymordował tysiąc czterystu oficerów”.
Zatrzymujący się przy ratuszu mieszkańcy byli tradycyjnie podzieleni na zwolenników i przeciwników pomysłu usunięcia tablicy. Jedni zatrzymywali się i z oburzeniem przekonywali, że szeregowcy nie mieli wyboru, dla innych była to okazja do przywołania wspomnień z czasów wywózki na Syberię czy powojennych przeżyć.
Wydaje się, że prawie trzydzieści lat po upadku komunizmu w Polsce sprawa nie powinna budzić kontrowersji. Ulice naszego miasta po przemianach bardzo szybko zmieniły swoje nazwy, a por. Mackiewicz (wymieniony na tablicy jako pierwszy) przestał być patronem szkoły podstawowej. Z reliktów po poprzednim systemie pozostała jedynie usunięta wczoraj pamiątka, która była umieszczona w mało wyeksponowanym miejscu. Próby doprowadzenia do usunięcia tablicy pokazały jednak, że w społeczeństwie istnieją dwie skrajnie różne oceny poprzedniego systemu oraz Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, którego żołnierze zostali upamiętnieni w Górze Kalwarii. Wydaje się, że warto jeszcze raz przypomnieć do jakich celów powołany został Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego i z kim faktycznie walczył.
KBW został powołany do istnienia w 25 maja 1945 r. Była to jednostka przeznaczona w początkowej fazie istnienia do likwidacji tzw. band reakcyjnego podziemia, pod koniec działania koncentrowały się głównie na ochronie obiektów rządowych z uwagi na likwidację podziemia antykomunistycznego. Jednostki początkowo próbowano tworzyć z samodzielnych batalionów wojsk wewnętrznych, jednak po masowych dezercjach (w kwietniu i maju 1945 r. zdezerterowało ponad 800 żołnierzy w tym m.in. cały batalion z Biłgoraja, Sokołowa Górnego i niemal cały z Lubaczowa) starano się tak dobierać kandydatów, by mieli odpowiednie pochodzenie oraz nie mieli wątpliwości jaki system polityczny należy w Polsce wprowadzić za wszelką cenę. Żołnierze z Korpusu byli wyjątkowo starannie indoktrynowani oraz motywowani m.in. finansowo. Oprócz walk z podziemiem jednostki wchodzące w skład Korpusu wzięły udział w Akcji „Wisła”, której celem była likwidacja oddziałów UPA działających we wschodniej Polsce. W walkach tych zginęło 32 żołnierzy, a działania rządu Polskiego polegały przede wszystkim na masowych wysiedleniach Ukraińców, Łemków, Bojków oraz rodzin mieszanych.
Do nierównej walki z narzuconym siłą systemem politycznym stanęli żołnierze Armii Krajowej, którzy nie chcieli się pogodzić z powojenną rzeczywistością i liczyli na rychły wybuch wojny przeciw ZSRR. Armia Krajowa została rozwiązana w dniu 19 stycznia 1945, jednocześnie żołnierze zostali zwolnieni ze złożonej przysięgi. W rozkazie gen. Okulicki zalecił, by w miarę możliwości chronić ludność przed atakami, a także prowadzić walkę w duchu niepodległościowym. Dowódcy dostali rozkaz rozwiązania oddziałów oraz pozostawienia struktur terenowych i łączności radiowej. W zaistniałej sytuacji wielu żołnierzy postanowiło na własną rękę walczyć z nowym okupantem. Bardzo szybko zaczęły tworzyć się zgrupowania, które starały się zgodnie z rozkazem chronić ludność. typowymi akcjami powojennej partyzantki były m.in. udaremnianie akcji wywłaszczającej chłopów, rozbijanie więzień, likwidacja konfidentów czy przeciwdziałanie sowieckiej propagandzie. Partyzanci ściśle współpracowali z miejscową ludnością, bez której wsparcia nie byliby w stanie przetrwać przez dłuższy czas. Mity o kradzieżach i napadach były rozpowszechniane przez aparat bezpieczeństwa, choć przyznać trzeba, że wśród szacowanej na 180 tysięcy grupy ludzi, znalazło się kilku niegodnych munduru polskiego żołnierza. Ukrywający się w lasach żołnierze byli tropieni przez jednostki KBW i aparat bezpieczeństwa, który dokładał wszelkich starań, by oczyścić Polskę z „band”. Ostatnim żołnierzem podziemia był Józef Franczak ps. „Lalek”, który został zabity 21 października 1963 r. Data ta jest uznawana za symboliczny koniec istnienia antykomunistycznej partyzantki. Terminu „Żołnierze Wyklęci” na określenie powojennego podziemia użyto po raz pierwszy w 1993 r.
W końcu!!! A brak decyzji w tej sprawie Burmistrza będę pamiętał przy nadchodzących wyborach…
,,Przepisu ust. 1 nie stosuje się do pomników:
niewystawionych na widok publiczny.”Wystarczyło tylko zasłonić czymś tą tablice i poczekać aż takie pamiątki będą znowu legalne w przestrzeni publicznej.A tak zabytek został zniszczony bezpowrotnie.Komunistyczny zabytek ale zabytek.Za pare lat będą usuwać pomniki Lecha i też legalnie.Pytanie tylko czy usuwać będą Ci sami partacze co zniszczyli tą tablice.Jeżeli tak to też będzie ciekawe zjawisko.,,Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”
malpi szon napisał:
W końcu!!! A brak decyzji w tej sprawie Burmistrza będę pamiętał przy nadchodzących wyborach…
Polacy mają duże doświadczenie w niszczeniu zabytków.W okresie międzywojennym całkiem legalnie zniszczono bezpowrotnie bardzo dużą ilość cerkwi prawosławnych.Rodzynkiem był Sobór św. Aleksandra Newskiego,który znajdował się na PL.Saskim w Warszawie.Utracony bezpowrotnie kwiat architektury sakralnej.Wtedy też można było to cudo uratować,można było przekazać budynek w posiadanie kościoła Rzymskokatolickiego lub przeznaczyć na szkołę,bibliotekę,archiwum.